Inwazja wojowników portfela

Nie trzymajmy się w niepewności. "Blacklight: Retribution" to jednocześnie naprawdę dobry shooter i gra, która pokazuje wszystkie wady systemu free-to-play. Świetna, dynamiczna rozgrywka i
Nie trzymajmy się w niepewności. "Blacklight: Retribution" to jednocześnie naprawdę dobry shooter i gra, która pokazuje wszystkie wady systemu free-to-play. Świetna, dynamiczna rozgrywka i finansowy koszmar.


"Blacklight: Retribution" jest jedną z pozycji F2P w katalogu PlayStation 4. Dostaliśmy już "War Thunder", "Warframe", a teraz Zombie Studios uraczyło nas klasycznym aż do bólu pierwszoosobowym shooterem. Czy jest coś, co wyróżnia "Blacklight: Retribution" spośród zarówno FPS-ów, jak i gier F2P? Poza zdzierstwem twórców – mechanika. W zasadzie gdyby nie naprawdę staroszkolne podejście do strzelanek, w ogóle nie warto byłoby rzucać okiem na tę produkcję.


Zombie Studios to weterani wśród twórców strzelanek, odpowiadają za kilka odsłon "Spec Ops". O poziom tego, co w shooterach najważniejsze, czyli mechaniki, możemy być spokojni. Mimo że FPS-y na padzie to sprawa wciąż dla wielu graczy dyskusyjna, tu wszystko gra jak należy. Czas reakcji jest naprawdę dobry, a strzelanie takie, jak być powinno. "Blacklight: Retribution" to zresztą nie tylko z tego powodu gratka dla każdego strzelankowego zgreda.


Gra ta nie posiada fabuły jako takiej, wyłącznie kilka aren, na których możemy rozgrywać mecze według niemal kanonicznych zasad - Deathmatch, Team Deathmatch, Domination czy Capture the Flag. Gracze, którzy wychowali się na starych odsłonach "Quake", czy - bliżej, jeśli idzie o mechanikę - "Unreal Tournament" będą jak w niebie. Oczywiście nie ma tu już takich cudownych zabaw jak rocket jumping; stylistycznie gra podobna jest raczej do "Counterstrike'a" czy serii "F.E.A.R.", ale i tak dynamika przypomina starą, dobrą rzeźnię na Deck 16. 


"Retribution" napędzane jest Unreal Engine 3 i niestety nie wygląda najlepiej. Nie jest to raczej kwestia samego silnika, bo wystarczy spojrzeć na ostatnie odsłony serii "Gears of War". Czy to z powodu stylistyki, czy nieporadności w projektowaniu strony graficznej – "Retribution" po prostu nie jest zbyt urodziwe. Areny są mocno bezpłciowe – ot, odbita od sztancy ogólna wizja mrocznego sci-fi nieco w stylu "Blade Runnera", nieco przypominająca "F.E.A.R. 2". Sterylnie, pusto, sporo kanciastych okolic – tylko tyle czeka na nas podczas gry.


A jak wygląda sama walka? Uzbrojenie mamy dość klasyczne. Karabiny czy pistolety maszynowe to standard. Bonusowo pojawiają się miotacze ognia, przydatne zwłaszcza w zrobieniu grilla z gracza, który ubrał zbroję bojową. Oprócz tego są też granaty i wyrzutnie rakiet. I to właściwie wszystko. "Retribution" reklamowane jest jako shooter z niespotykaną dotąd głębią modyfikacji uzbrojenia. To prawda, ale za wszystko płacimy odpowiednią cenę. Tu – dosłownie, gdyż wyjście choćby na chwilę poza standardowy karabin maszynowy to bycie zmuszonym do zapłacenia twórcom.


I w tym tkwi największy problem "Blacklight: Retribution". To gra dla tzw. wojowników portfela. Określenie "wallet warriors" powstało w grach MMO już dawno temu i jest obelgą, którą kieruje się do ludzi wychodzących z założenia, że zapłacenie za lepszy ekwipunek daje pewne zwycięstwo. Nie inaczej jest w "Retribution". Jeśli chcemy dotrzymać kroku podczas deathmatchów, trzeba się nie raz zastanowić nad zainwestowaniem w lepsze komponenty naszego uzbrojenia. A "Retribution" na każdym kroku przypomina nam, że zaraz za rogiem, za jedyne 5$ dostaniemy lepszą giwerę czy więcej slotów na postacie. 


Baza graczy jest dość mikra i znalezienie kompletu do meczu to dramat. A nawet jeśli już odczekamy swoje w wyszukiwarce meczów, nierzadko zdarza się, że po arenie biega właśnie taki wojownik. Całe szczęście, jeśli ktoś grać nie potrafi, to mu i te kilkadziesiąt dolców wpakowanych w sprzęt nie pomoże. Czasem jednak trafiają się dobrzy gracze, którzy nie zawahają się użyć karty płatniczej i wtedy cały mecz jest właściwie przegrany. Problemem nie jest F2P, a coś, co określa się P2W, czyli pay-to-win. Wiele rzeczy w "Blacklight: Retribution" można kupić od razu, nawet jeśli nie spełniamy wymagań w zakresie poziomu doświadczenia. Ot, i takim sposobem ktoś na pierwszym poziomie może sobie od razu sprawić mocarną giwerę. Kwestia przyjemności z grania staje się dyskusyjna. Gry F2P nie są naturalnie działalnością charytatywną, ale istnieje kilka jeśli nie kilkanaście naprawdę dobrych modeli sprzedaży, tak że zadowoleni są i "darmowi" i ci, którzy płacą. 


W "Blacklight: Retribution" płacić trzeba zresztą dość dużo i to stawia pod znakiem zapytania samą inwestycję nie tyle finansową, co czasową. Na rynku i na samym PS4 jest sporo gier, które dadzą nam to, co "Retribution", a nawet więcej, a tylko przy jednorazowej opłacie. Gdy nabędziemy "Call of Duty" czy "Battlefielda", dostajemy od razu gotowy multiplayer, w którym jest o wiele większa baza graczy i nie trzeba nic dopłacać. Ba, nawet inne gry F2P mają o wiele przyjaźniejszy system kupna dodatków. Pojawia się pytanie: czy staroszkolna zabawa warta jest wydania o wiele większej ilości dolarów niż w przypadku produktu z grupy AAA? Raczej nie, i nie wróżę "Blacklight: Retribution" świetlanej przyszłości. Nie zawsze sam sentyment wystarcza, by zacząć wpisywać numer karty płatniczej...
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones